Sobotni poranek. Na parking, nieopodal oazowego gimnazjum, podjeżdża autokar i bus, wkoło zaczynają gromadzić się pątnicy. To Ci, którzy zamienili sobotni, poranny sen, na wizytę u świętej Mamy, królującej na jasnogórskim wzgórzu.

Zabraliśmy ze sobą bagaż intencji, nadzieję i wiarę. Podróż rozpoczęliśmy od modlitwy, która, jak się okazało, pomogła nam szybciej, niż mogliśmy przypuszczać. Zbliżając się do Jerzmanowic, pojawiły się przed nami wielkie kłęby dymu. Płonął autobus. Droga zamknięta. Czy zdążymy na Mszę Świętą, która miała rozpocząć naszą wizytę u Matki Bożej w Częstochowie?

Nic nie mogło osłabić wiary, gry “Kościół na kołach” podążał do Matki naszego Zbawiciela. Wspólnotowa modlitwa ma potężną siłę. W pożarze nikt nie ucierpiał, kierowca autobusu wykonał karkołomny manewr i na wąskiej drodze nawrócił. Pojechaliśmy inną drogą. Na Mszę Świętą dotarliśmy o godzinie 10:59, na jedną minutę przed Jej rozpoczęciem.

Niezapomnianym doświadczeniem podróży, były wybitne, wokalne dzieła Księdza Dyrektora. Wiele osób dopiero teraz miało okazję poznać Jego talenty, gdy prowadził śpiewy. Większą część wykonywał samodzielnie, bo nikt nie chciał przeszkadzać :)

Dzielnie towarzyszyły mu muzyczne animatorki. W autobusie rozchodził się dyskretny dźwięk skrzypiec i gitary.
A repertuar był bardzo urozmaicony, począwszy od piosenek oazowych, poprzez lokalne, krakowskie strofy, aż do patriotycznych. Takty były i do tańca, choć nie łatwo o to w autobusie, i do różańca.

Przyjazd na Jasną Górę rozwiał nasze nadzieje. Z pewnością luźno nie będzie. Do jasnogórskiej Pani przybyły tego dnia wielkie tłumy pielgrzymów, ze służbą więzienną na czele. Nasze obawy potwierdziły się, gdy usiłowaliśmy dostać się na Mszę Świętą do kaplicy Matki Bożej Częstochowskiej. Udało się to niektórym połowicznie, stojąc niekiedy na jednej nodze, z boku i często “pod prąd”, “walcząc” z ciągle przelewaną falą wiernych, wychodzących z kaplicy. To jednak nie było najważniejsze. Byliśmy tam, u Jej tronu, a żadne przeciwności nie mogły tego zmienić. Na nic zdała się walka anioła ciemności, nie pomógł mu pożar autokaru, nie pomógł ścisk na parkingu, ani wielkie tłumy. Dotarliśmy i zdążyliśmy na najważniejszy punkt dnia - Eucharystię.

Homilię kaznodzieje poświęcił relacjom rodziców do młodzieży, wychowaniu i różnym jego efektom. Namawiał do dawania świadectwa dzieciom i ukazywania im wartości, jakie niesie ze sobą wiara.

Komunia Święta okazała się również nie lada wyzwaniem. Trzeba było stoczyć o Nią swoistego rodzaju bój. Szafarze tego najcenniejszego Sakramentu, przechodzili tylko środkiem kaplicy, a że możliwość ruchu w bocznych nawach ograniczała się do kilku centymetrów, to przeprawa graniczyła z cudem. To jednak jest właśnie “miejsce cudów”, więc i przy tej próbie “czarny” poległ.

Po uczcie duchowej, nadszedł czas na ucztę dla ciała. Podczas dwugodzinnej przerwy, nasza gimnazjalna, młodzieżowo-rodzinna gromada, rozeszła się po Częstochowie, aby zjeść, wypić i odpocząć.

Kolejnym punktem naszej wyprawy, był spacer z przewodnikiem. Aby nie robić zbyt wielkiego tłoku, rozdzieliliśmy się na dwie grupy i wyruszyliśmy na zwiedzanie. Byliśmy w sali rycerskiej, gdzie Przewodnik przybliżył historię zakonu Ojców Paulinów oraz Obrazu Czarnej Madonny. Rozwiał w pył legendę, do której wielu było przekonanych, że dwie rysy na Jej twarzy, są efektem miecza. Przyczyna okazała się znacznie banalniejsza i leży po stronie rabusiów, którzy chcieli ukraść obraz.

Byliśmy również w bazylice oraz muzeum jasnogórskim.

Nie mogliśmy zapomnieć o archiwum szkolnym i uwieczniliśmy naszą pielgrzymkę na zdjęciu. Niech zazdroszczą Ci, którzy zostali w Krakowie. Krótki spacer po jasnogórskich wałach, niektórzy zdołali jeszcze “zdobyć” wieżę, czego nagrodą była piękna, częstochowska panorama.

Jako że jest październik, a i miejsce wyjątkowe, zwieńczeniem naszego pielgrzymowania był Różaniec. Odmówiliśmy go w intencji gimnazjum i nas wszystkich. Tych obecnych, i tych, którzy nie mogli z nami przyjechać. Tym razem u świętej Mamy było więcej miejsca, a niektórzy dotarli nawet “za kratę”, czego efektem są zdjęcia.

Droga powrotna była znacznie krótsza i to dosłownie. Diabeł odpuścił, więc bez przeszkód, szybko, dotarliśmy do domu. W sercach została: wiara, nadzieja i miłość…